Prezentowany w Cannes portret niemieckiego artysty Anselma Kiefera jest jak jego wielkoformatowe rzeźby – choć monumentalny, nie porzuca ludzkiej perspektywy. I nie jest to na pewno klasyczny dokument z „gadającymi głowami”. Po pamiętnej „Pinie” Wim Wenders proponuje kolejne immersyjne doświadczenie filmowe, dzięki któremu możemy wkroczyć do świata twórcy i jego dzieł. Fabularyzowane sceny, materiały archiwalne i zrealizowane w 3D ujęcia z gigantycznej pracowni składają się na zniuansowany obraz człowieka walczącego z powojenną zbiorową amnezją. Urodzony w 1945 roku Kiefer, uczeń Josepha Beuysa – na początku kariery przez niektórych uznawany za zwykłego prowokatora, a nawet sympatyka nazizmu – upominał się w swoich pracach o pamięć trudnej przeszłości Niemiec, tak jak Heinrich Böll w literaturze. Wenders wędruje z kamerą po wielohektarowym terenie we francuskim Barjac – studiu artystycznym, a zarazem ulegającej entropii wystawie. Budowanie i rozpad, mit i konkret, świadectwo i zanik – te fascynacje widać w tworzonych przez Kiefera obiektach: kilkupiętrowych betonowych wieżach czy podziemnych tunelach. Jednocześnie reżyser pozwala sobie na czuły filmowy gest – spotkanie małego Anselma (w tej roli kuzyn Wendersa) z cenionym artystą.
W 1933 roku Korea znajduje się pod brutalnym japońskim butem. Promykiem nadziei jest prężnie działający ruch oporu. Coraz bardziej zagrożone japońskie władze zbierają piątkę podejrzanych w ustronnym hotelu, aby ustalić kto jest nieuchwytnym Duchem, prominentną postacią w szeregach rebeliantów. Zaczyna się emocjonująca rozgrywka na śmierć i życie, w której nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Czy uda się ustalić, kto jest Duchem? Czy Duch w ogóle istnieje? Opowieść, która zaczyna się jak typowy film szpiegowski, przemienia się w spektakularną i bardzo atrakcyjną historię o zapłacie za krzywdy.
Teoretycznie można opisać fabułę Setek bobrów – oto znany z zamiłowania do alkoholu producent nalewki jabłkowej traci cały swój dobytek i zostaje zmuszony do polowania na okoliczne bobry, by odbudować swoją karierę. Problem w tym, że to trochę tak, jakby Interstellar opisać jako „film o facecie siedzącym za szafą”. Niby wszystko się zgadza, ale wrażeń z seansu nie oddaje.
Setki bobrów to bowiem (prawdopodobnie jedyna) współczesna próba wskrzeszenia komedii slapstickowej w jej najbardziej odjechanym wydaniu. Logika i prawa fizyki idą w las już podczas otwarcia, a dalej jest tylko lepiej, bo pochodzący z Wisconsin reżyser Mike Cheslik wspina się na wyżyny kreatywności, by rozbawić widza. Efektem jest kompletnie szalona komedia, której bliżej do pełnometrażowego, aktorskiego odcinka Zwariowanych melodii niż do typowych przedstawicieli tego gatunku. Jedno jest pewne: gdyby komuś udało się wskrzesić Bustera Keatona i pokazać mu Setki bobrów, mistrz slapsticku na pewno uroniłby niejedną łzę wzruszenia.
Prezentowany w Cannes portret niemieckiego artysty Anselma Kiefera jest jak jego wielkoformatowe rzeźby – choć monumentalny, nie porzuca ludzkiej perspektywy. I nie jest to na pewno klasyczny dokument z „gadającymi głowami”. Po pamiętnej „Pinie” Wim Wenders proponuje kolejne immersyjne doświadczenie filmowe, dzięki któremu możemy wkroczyć do świata twórcy i jego dzieł. Fabularyzowane sceny, materiały archiwalne i zrealizowane w 3D ujęcia z gigantycznej pracowni składają się na zniuansowany obraz człowieka walczącego z powojenną zbiorową amnezją. Urodzony w 1945 roku Kiefer, uczeń Josepha Beuysa – na początku kariery przez niektórych uznawany za zwykłego prowokatora, a nawet sympatyka nazizmu – upominał się w swoich pracach o pamięć trudnej przeszłości Niemiec, tak jak Heinrich Böll w literaturze. Wenders wędruje z kamerą po wielohektarowym terenie we francuskim Barjac – studiu artystycznym, a zarazem ulegającej entropii wystawie. Budowanie i rozpad, mit i konkret, świadectwo i zanik – te fascynacje widać w tworzonych przez Kiefera obiektach: kilkupiętrowych betonowych wieżach czy podziemnych tunelach. Jednocześnie reżyser pozwala sobie na czuły filmowy gest – spotkanie małego Anselma (w tej roli kuzyn Wendersa) z cenionym artystą.
David Lynch stwierdził, że Deep End to jedyny kolorowy film, który warto zobaczyć – siódma fabuła Jerzego Skolimowskiego faktycznie została zapamiętana przede wszystkim jako osiągnięcie estetyczne, z bezbłędną scenografią i kolorystyką, podkreślającą portret młodzieńczych namiętności w zimnej robotniczej Anglii lat sześcdziesiątych. 15-letni Mike zaczyna pracę w londyńskiej łaźni. Pracuje tam również Susan – dziesięć lat starsza od niego atrakcyjna dziewczyna, która romansuje jednocześnie z dwoma mężczyznami. Zakochuje się w niej także Mike. Dziewczyna staje się obsesyjną młodzieńczą miłością chłopaka, który codziennie po pracy ją śledzi.
W 1933 roku Korea znajduje się pod brutalnym japońskim butem. Promykiem nadziei jest prężnie działający ruch oporu. Coraz bardziej zagrożone japońskie władze zbierają piątkę podejrzanych w ustronnym hotelu, aby ustalić kto jest nieuchwytnym Duchem, prominentną postacią w szeregach rebeliantów. Zaczyna się emocjonująca rozgrywka na śmierć i życie, w której nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Czy uda się ustalić, kto jest Duchem? Czy Duch w ogóle istnieje? Opowieść, która zaczyna się jak typowy film szpiegowski, przemienia się w spektakularną i bardzo atrakcyjną historię o zapłacie za krzywdy.
„Aftersun” to pełnometrażowy debiut reżyserski Szkotki Charlotte Wells, inspirowany jej własną historią. Wells porusza w nas najczulsze struny, budując swój film z nostalgicznych impresji i ulotnych emocji związanych z autentycznym wyjazdem wakacyjnym z ojcem do tureckiego kurortu w latach 90. Reżyserka opowiada o dojrzewaniu i o byciu sobą w relacji dziecka z rodzicem. Jednym z producentów „Aftersun” jest Barry Jenkins, nagrodzony Oscarem za „Moonlight”. W tle słyszymy muzyczne hity lat 90. – od „Macareny”, przez „Losing My Religion”, aż po wymowny utwór „Under Pressure” w wykonaniu Davida Bowiego i Freddiego Mercury’ego (jedna z najbardziej poruszających scen tańca we współczesnym kinie).
Hirokazu Kore-eda, autor Baby Broker, to jeden z najczęściej nagradzanych japońskich reżyserów ostatniego ćwierćwiecza, uznawany za kontynuatora dorobku mistrza Yasujirō Ozu. Po nagrodzonych Złotą Palmą i nominowanych do Oscara Złodziejaszkach Kore-eda postanowił zrealizować w Korei Południowej Baby Broker, wyróżnione w Cannes dla najlepszego aktora (Song Kang-ho) i Nagrodą Jury Ekumenicznego.
Sang-hyun (Song Kang-ho) i jego przyjaciel Dong-soo (Gang Dong-won) żyją skromnie, prowadząc małą pralnię i dorabiając na plebanii. Pewnej ulewnej nocy w oknie życia pojawia się niemowlę. Przekonani, że po porzuconego chłopca nikt się nie zgłosi, Sang-hyun i Dong-soo planują sprzedać go parze, która nie może mieć własnych dzieci. Kiedy wszystko wydaje się ustalone, niespodziewanie zjawia się matka dziecka.
Młoda dziewczyna odkrywa ich plan i chce zgłosić sprawę na policję. Porywacze przekonują ją jednak, że ich celem jest znalezienie dobrego domu dla małego Woo-sunga, więc dziewczyna postanawia wyruszyć z nimi na poszukiwania nowych rodziców. Wkrótce okazuje się, że ich śladem podążają dwie funkcjonariuszki policji. Po drodze na jaw wychodzą głęboko skrywane sekrety. Okazuje się, że każdy ma coś na sumieniu.
Seans Golema Piotra Szulkina w cyklu Weird Witch Movies w Kinie Amondo.
Pod koniec lat 70. i na początku lat 80. polski reżyser Piotr Szulkin nakręcił cztery dystopijne, alegoryczne filmy science fiction, które wydawały się przewidzieć późniejszą twórczość takich reżyserów jak Terry Gilliam, Jean-Pierre Jeunet i Marc Caro. Pierwszym z nich – i de facto jego pełnometrażowym debiutem – był Golem. System totalitarny kilkadziesiąt lat po kataklizmie atomowym. Naukowcy pod czułym okiem władz starają się udoskonalić ludzkość, dokonując eksperymentów medycznych na jednostkach nieprzystosowanych społecznie. Takim odnowionym człowiekiem jest pozbawiony pamięci i zredukowany do umiejętności pracy Pernat, który po pewnym czasie buntuje się przeciwko swoim opiekunom.
Ogromne emocje i szansa, która zdarza się raz w życiu. W trakcie eliminacji jest ich 160, do finału trafia zaledwie 12 osób. Konkurs Chopinowski jest najbardziej prestiżowym wydarzeniem tego typu na świecie. Odbywa się co pięć lat w Warszawie i biorą w nim udział największej sławy pianiści i pianistki. Na pierwszym planie w filmie „Pianoforte”, który do kin trafi 16 lutego, znajdują się młodzi uczestnicy konkursu z różnych stron świata i ich marzenia.
Swoje życie od dzieciństwa podporządkowali grze na fortepianie i czują się gotowi, żeby stanąć do rywalizacji. Po raz pierwszy w historii mamy szansę obserwować ich zakulisowe katorżnicze przygotowania, ale towarzyszymy im także prywatnie, kiedy odsłaniają swoje barwne, niepokorne osobowości. Niektórzy marzą o graniu w ulubioną grę na konsoli, inni w oczekiwaniu na werdykt spędzają bezsenne noce w warszawskich barach. Nieubłagane reguły konkursu sprawiają, że nie dla wszystkich znajdzie się miejsce na podium. To wciągająca opowieść o dojrzewaniu, buncie i muzyce w cieniu ogromnych oczekiwań.
Nowy film Kuby Piątka był hitem festiwalu Sundance i otrzymał Nagrodę Publiczności w czasie największego polskiego festiwalu filmowego - Millennium Docs Against Gravity.
5 taksówek. 5 miast. Jedna noc. Podróż z bohaterami podszytego czarnym humorem, zanurzonego w świetle miejskich latarni i neonów filmu, rozpoczynamy wieczorem w Los Angeles, by podążać przez nocny Nowy Jork, Paryż, Rzym i przywitać blady, zimowy świt w Helsinkach. Kierowców i pasażerów łączy na chwilę szczególna więź – taksówki to konfesjonały, miejsca, w których nieoczekiwanie przecinają się ścieżki ludzi pochodzących z różnych światów, mających inny status i inne marzenia. Ktoś na chwilę zyskuje wgląd w cudze życie i może je naznaczy, może sam spojrzy na rzeczywistość w nowy sposób. Noc rozmyje kontury rzeczywistości i zmieni perspektywę. Na paryskiej ulicy zdarzy się chwila jasnowidzenia, Rzym w komiczny sposób połączy sacrum i profanum, w Helsinkach przyjdzie otrzeźwienie.
Ale to nie miasta były pierwszym wyborem Jima Jarmuscha. Podążał z kamerą tam, gdzie byli aktorzy, z którymi pragnął pracować: Gina Rowlands i Winona Ryder, Armin Mueller-Stahl i Giancarlo Esposito, Isaac de Bankolé i Beatrice Dalle, Roberto Benigni i Paolo Bonacelli, a także znani z filmów Akiego Kaurismäkiego – Matti Pellonpää, Sakari Kuosmanen, Kari Kyösti Väänänen, Tomi Salmela. Scenariusz powstał w ciągu zaledwie Waits.
Teoretycznie można opisać fabułę Setek bobrów – oto znany z zamiłowania do alkoholu producent nalewki jabłkowej traci cały swój dobytek i zostaje zmuszony do polowania na okoliczne bobry, by odbudować swoją karierę. Problem w tym, że to trochę tak, jakby Interstellar opisać jako „film o facecie siedzącym za szafą”. Niby wszystko się zgadza, ale wrażeń z seansu nie oddaje.
Setki bobrów to bowiem (prawdopodobnie jedyna) współczesna próba wskrzeszenia komedii slapstickowej w jej najbardziej odjechanym wydaniu. Logika i prawa fizyki idą w las już podczas otwarcia, a dalej jest tylko lepiej, bo pochodzący z Wisconsin reżyser Mike Cheslik wspina się na wyżyny kreatywności, by rozbawić widza. Efektem jest kompletnie szalona komedia, której bliżej do pełnometrażowego, aktorskiego odcinka Zwariowanych melodii niż do typowych przedstawicieli tego gatunku. Jedno jest pewne: gdyby komuś udało się wskrzesić Bustera Keatona i pokazać mu Setki bobrów, mistrz slapsticku na pewno uroniłby niejedną łzę wzruszenia.
Właściciel kurtki z jeleniej skóry postanawia dla niej unicestwić wszystkie inne kurtki świata.
W 1933 roku Korea znajduje się pod brutalnym japońskim butem. Promykiem nadziei jest prężnie działający ruch oporu. Coraz bardziej zagrożone japońskie władze zbierają piątkę podejrzanych w ustronnym hotelu, aby ustalić kto jest nieuchwytnym Duchem, prominentną postacią w szeregach rebeliantów. Zaczyna się emocjonująca rozgrywka na śmierć i życie, w której nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Czy uda się ustalić, kto jest Duchem? Czy Duch w ogóle istnieje? Opowieść, która zaczyna się jak typowy film szpiegowski, przemienia się w spektakularną i bardzo atrakcyjną historię o zapłacie za krzywdy.
Prezentowany w Cannes portret niemieckiego artysty Anselma Kiefera jest jak jego wielkoformatowe rzeźby – choć monumentalny, nie porzuca ludzkiej perspektywy. I nie jest to na pewno klasyczny dokument z „gadającymi głowami”. Po pamiętnej „Pinie” Wim Wenders proponuje kolejne immersyjne doświadczenie filmowe, dzięki któremu możemy wkroczyć do świata twórcy i jego dzieł. Fabularyzowane sceny, materiały archiwalne i zrealizowane w 3D ujęcia z gigantycznej pracowni składają się na zniuansowany obraz człowieka walczącego z powojenną zbiorową amnezją. Urodzony w 1945 roku Kiefer, uczeń Josepha Beuysa – na początku kariery przez niektórych uznawany za zwykłego prowokatora, a nawet sympatyka nazizmu – upominał się w swoich pracach o pamięć trudnej przeszłości Niemiec, tak jak Heinrich Böll w literaturze. Wenders wędruje z kamerą po wielohektarowym terenie we francuskim Barjac – studiu artystycznym, a zarazem ulegającej entropii wystawie. Budowanie i rozpad, mit i konkret, świadectwo i zanik – te fascynacje widać w tworzonych przez Kiefera obiektach: kilkupiętrowych betonowych wieżach czy podziemnych tunelach. Jednocześnie reżyser pozwala sobie na czuły filmowy gest – spotkanie małego Anselma (w tej roli kuzyn Wendersa) z cenionym artystą.
Aktywistka Nan Goldin i artystka Nan Goldin są ze sobą nierozerwalnie związane. Reżyserka Laura Poitras (nagrodzona Oscarem za"Citizenfour" prezentowany na festiwalu MDAG w 2015 roku) pokazuje życie i twórczość Goldin ze swojej perspektywy. Podąża także na organizowane przez swoją wyjątkową bohaterkę kreatywne protesty. Artystka opuściła dom w młodym wieku i dokonała przełomu jako fotografka dzięki "Balladzie o seksualnej zależności" ("The Ballad of Sexual Dependency") – serii porywających, kolorowych, intymnych zdjęć przedstawiających gejowską subkulturę, ją samą, jej rodzinę i przyjaciół. Obecnie całą energię poświęca założonej przez siebie grupie aktywistycznej PAIN (Prescription Addiction Intervention Now), która staje w obronie osób uzależnionych od środków przeciwbólowych i walczy z producentami tych leków – rodziną Sacklerów. Za pośrednictwem firmy Purdue Pharma zarobili miliardy dolarów na sprzedaży środku OxyContin, przyczyniając się do kryzysu opioidowego w USA. Goldin przepisano ten lek po operacji kolana i od razu się od niego uzależniła. Do tamtego momentu znała Sacklerów tylko jako filantropów, którzy sponsorowali wiodące muzea, w których wystawiano jej własne prace. Dziś przewodzi grupie walczącej o pociągnięcie do odpowiedzialności winnych za kryzys, który doprowadził do śmierci pół miliona Amerykanów. Ich protesty wieńczą pozwy prowadzone pro bono przez najlepszych prawników w Stanach. Tytuł filmu odnosi się do opinii psychiatrów na temat siostry Goldin – Barbary, która popełniła samobójstwo w zakładzie psychiatrycznym. W raporcie na jej temat powtarzało się jedno zdanie: ona widzi przyszłość, całe piękno i rozlew krwi.
David Lynch stwierdził, że Deep End to jedyny kolorowy film, który warto zobaczyć – siódma fabuła Jerzego Skolimowskiego faktycznie została zapamiętana przede wszystkim jako osiągnięcie estetyczne, z bezbłędną scenografią i kolorystyką, podkreślającą portret młodzieńczych namiętności w zimnej robotniczej Anglii lat sześcdziesiątych. 15-letni Mike zaczyna pracę w londyńskiej łaźni. Pracuje tam również Susan – dziesięć lat starsza od niego atrakcyjna dziewczyna, która romansuje jednocześnie z dwoma mężczyznami. Zakochuje się w niej także Mike. Dziewczyna staje się obsesyjną młodzieńczą miłością chłopaka, który codziennie po pracy ją śledzi.
W 1933 roku Korea znajduje się pod brutalnym japońskim butem. Promykiem nadziei jest prężnie działający ruch oporu. Coraz bardziej zagrożone japońskie władze zbierają piątkę podejrzanych w ustronnym hotelu, aby ustalić kto jest nieuchwytnym Duchem, prominentną postacią w szeregach rebeliantów. Zaczyna się emocjonująca rozgrywka na śmierć i życie, w której nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Czy uda się ustalić, kto jest Duchem? Czy Duch w ogóle istnieje? Opowieść, która zaczyna się jak typowy film szpiegowski, przemienia się w spektakularną i bardzo atrakcyjną historię o zapłacie za krzywdy.
W 1933 roku Korea znajduje się pod brutalnym japońskim butem. Promykiem nadziei jest prężnie działający ruch oporu. Coraz bardziej zagrożone japońskie władze zbierają piątkę podejrzanych w ustronnym hotelu, aby ustalić kto jest nieuchwytnym Duchem, prominentną postacią w szeregach rebeliantów. Zaczyna się emocjonująca rozgrywka na śmierć i życie, w której nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Czy uda się ustalić, kto jest Duchem? Czy Duch w ogóle istnieje? Opowieść, która zaczyna się jak typowy film szpiegowski, przemienia się w spektakularną i bardzo atrakcyjną historię o zapłacie za krzywdy.
Prezentowany w Cannes portret niemieckiego artysty Anselma Kiefera jest jak jego wielkoformatowe rzeźby – choć monumentalny, nie porzuca ludzkiej perspektywy. I nie jest to na pewno klasyczny dokument z „gadającymi głowami”. Po pamiętnej „Pinie” Wim Wenders proponuje kolejne immersyjne doświadczenie filmowe, dzięki któremu możemy wkroczyć do świata twórcy i jego dzieł. Fabularyzowane sceny, materiały archiwalne i zrealizowane w 3D ujęcia z gigantycznej pracowni składają się na zniuansowany obraz człowieka walczącego z powojenną zbiorową amnezją. Urodzony w 1945 roku Kiefer, uczeń Josepha Beuysa – na początku kariery przez niektórych uznawany za zwykłego prowokatora, a nawet sympatyka nazizmu – upominał się w swoich pracach o pamięć trudnej przeszłości Niemiec, tak jak Heinrich Böll w literaturze. Wenders wędruje z kamerą po wielohektarowym terenie we francuskim Barjac – studiu artystycznym, a zarazem ulegającej entropii wystawie. Budowanie i rozpad, mit i konkret, świadectwo i zanik – te fascynacje widać w tworzonych przez Kiefera obiektach: kilkupiętrowych betonowych wieżach czy podziemnych tunelach. Jednocześnie reżyser pozwala sobie na czuły filmowy gest – spotkanie małego Anselma (w tej roli kuzyn Wendersa) z cenionym artystą.